Czego już nasze usta nie miały na sobie? Były szminki, pomadki, błyszczyki, lakiery, balsamy, a teraz kredki. I nie tylko małe dziewczynki się ucieszą, bo to produkt dedykowany kobietom, które się już malują. Owe kredki mają nam namalować na wargach kolory, jakich jeszcze nie było. Zobaczymy czy spełnią się obietnice producentów.

Pomadki pochodzą z firmy Bourjois i mają nazwę „Color Boost”. W drogeriach są dostępne od około roku i mają tyle samo zwolenniczek, co przeciwniczek. W opisie naobiecywano nam wiele rzeczy np.: 10 godzin nawilżenia i trwałości, zero smug, delikatną formułę, której nie będziemy czuły na ustach i podkreślenie koloru naszych warg. Jak to wygląda w rzeczywistości?

Z wyglądu pomadka przypomina kredkę. Jednak nie trzeba jej temperować, bo ma wysuwany sztyft. To dobre rozwiązanie, bo większość z nas nie lubi strugania kosmetyków. Ale razem z plusem znalazł się minus. Skuwka, która zabezpiecza szminkę bardzo łatwo ją rysuje. Wystarczy nie trafić i już mamy kosmetyk na zamknięciu.

Aplikacja pomadki jest prosta i przyjemna, a wszystko za sprawą delikatnej konsystencji. Po nałożeniu jej na usta, od razu czuć nawilżenie. Ale niestety nie wygładza ona warg. Jeśli ktoś ma problem ze spierzchniętymi skórkami, to nie będzie zadowolony z tego produktu. Kredka podkreśli wszystkie niedoskonałości.

Uboga gama kolorystyczna nie zachwyca, tak samo jak dostępne odcienie. Może dwie wersje mają wyrazistą barwę, a reszta po prostu stapia się z ustami. Kredce chyba bliżej do błyszczyka, niż szminki. Plus jest taki, że rozprowadzona warstwa, dokładnie pokrywa wargi i nie pozostawia smug. Ale już gorzej jest z trwałością. Obiecanych dziesięciu godzin nie wytrzyma. Jeśli przetrwa połowę tego czasu, to będzie bardzo dobrze.

Niestety producent naobiecywał nam gruszki na wierzbie. Większość z jego zapewnień się nie sprawdziła. Kredkę można polecić tylko kobietom z idealnymi wargami, które nie są przesuszone i mają ładny kolor. U innych pań ten kosmetyk będzie tylko stratą pieniędzy.